Mocne oskarżenia pod adresem gabinetu Ewy Kopacz, a zwłaszcza MSZ. Polacy z Donbasu nie otrzymali pomocy humanitarnej od polskiego rządu - twierdzi posłanka PiS Małgorzata Gosiewska.
Polacy z Donbasu nie zostaną bez pomocy - zapewnił minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz pytany o przesunięcie terminu planowanej na 29 grudnia ewakuacji Polaków z Donbasu. Dodał, że w takich sytuacjach dochodzi czasem do zmiany terminu. Kosiniak-Kamysz, który był we wtorek rano gościem TVN24 poinformował, że polskie służby konsularne i specjalna grupa są w kontakcie z Polakami, którzy mają być ewakuowani. "Nikt z tych osób nie zostanie bez pomocy, tylko musimy być gotowi nie tylko na udzielanie bieżącego wsparcia przez najbliższy okres, ale też zaplanowanie każdego elementu pobytu w Polsce: znalezienia mieszkania i funkcjonowania w różnych miejscach na terenie naszego kraju" - mówił szef MPiPS. Jak podkreślał, takie działania muszą "zrobione z największą starannością i najbardziej efektywnie przygotowane". "Termin 29 grudnia, to termin w okolicach którego wciąż się znajdujemy. W takich sytuacjach dochodzi czasem do zmiany terminu, przesunięcia o kilka czy kilkanaście dni" - wyjaśnił minister. "Ważne jest to, aby doprowadzić całą operację do skutecznego końca" - zaznaczył. Pytany, czy dzisiaj można spodziewać się konkretnej daty ewakuacji, minister odparł, że jeżeli stacja zaprosi kogoś z rządu na środowy poranek, to na pewno ta osoba udzieli precyzyjnej odpowiedzi(…). Dopytywany, czy we wtorek będzie w tej sprawie decyzja na posiedzeniu rady ministrów, podkreślił, że "ciężko mówić o podjętych decyzjach przed dyskusją i spotkaniem, które się odbędzie". "Jest intencją rządu pomoc Polakom, pomoc osobom pochodzenia polskiego, którzy tej pomocy potrzebują" - zapewnił i zaznaczył, że chodzi o pomoc jak najbardziej skuteczną i precyzyjną. "Nikt się nie wycofuje z obietnicy dotyczącej pomocy Polakom. To jest rzecz kluczowa, żeby zrobić to w sposób godny i bardzo skuteczny" - podkreślił. Ewakuacja osób polskiego pochodzenia była wstępnie zaplanowana na 29 grudnia - taki termin wynikał z relacji osób mieszkających w obwodach donieckim i ługańskim, gdzie trwają regularne walki ze wspieranymi z Moskwy separatystami. Z obszaru objętego konfliktem ewakuowane miałyby być osoby polskiego pochodzenia, posiadające Kartę Polaka lub mogące w inny, udokumentowany sposób potwierdzić swoje polskie pochodzenie, oraz ich najbliżsi członkowie rodziny. Na stronie konsulatu polskiego w Charkowie jeszcze w ubiegłym tygodniu znajdowały się dwa komunikaty dotyczące ewakuacji - z 18 grudnia i 21 grudnia. Można w nich było przeczytać, że osoby, które chciały wyjechać do Polski, powinny zgłosić gotowość do wyjazdu najpóźniej do 26 grudnia 2014 r. prezesowi jednej z organizacji polonijnych, który przekaże ją następnie Konsulatowi Generalnemu RP w Charkowie. W połowie grudnia MSZ i MSW informowały posłów z sejmowej komisji ds. łączności z Polakami za granicą o procesie weryfikacji osób pochodzenia polskiego chcących ewakuacji z objętej walkami wschodniej Ukrainy - to około stu osób. Przedstawiciele resortów zapewniali o udzielaniu tym osobom doraźnych zapomóg i o tym, że w Polsce też czeka na nich pomoc. W poniedziałek rzecznik MSZ Marcin Wojciechowski powiedział PAP, że pod koniec zeszłego tygodnia konsulat generalny w Charkowie "zakończył przyjmowanie zgłoszeń od osób zainteresowanych ewakuacją", a po przekazaniu zebranych na Ukrainie informacji do Polski "odpowiednie instytucje podejmą decyzję w sprawie dalszych działań". Dodał, że wpływ na przebieg ewentualnej ewakuacji ma wiele czynników, wśród nich warunki atmosferyczne oraz kwestie bezpieczeństwa. Tworzymy dla Ciebie Tu możesz nas wesprzeć.
Sułkowice mogą pomóc Polakom z Ukrainy 7 . Gmina Sułkowice. Być może już niedługo w Krzywaczce zamieszka kilka rodzin polskiego pochodzenia, które uciekły z Donbasu. W punkcie pomocy humanitarnej PCK przy ul. Wróblewskiego 3 i magazynie przy ul. Przemysłowej wolontariuszki i wolontariusze wciąż mają ręce pełne roboty. – Jestem wzruszona solidarnością Polaków – mówi pochodząca z Donbasu Maryna Bilous, która współpracuje z PCK i kieruje punktem pomocy przy WróblewskiegoPunkt pomocy PCK uruchomił 4 kwietnia. Ukraińcy mogą zgłaszać się tu po między innymi żywność, przedmioty potrzebne do codziennego życia, np. garnki, patelnie i inne sprzęty do prowadzenia gospodarstwa firmy ruszyły z pomocą – Mieszkańcy pomagają inaczej niż na początku wojny – przyznaje Grażyna Krzyśko, dyrektorka rejonowego oddziału PCK w Nowej Soli. – Nowosolanie pokazali spontaniczny odruch serca, przynosili to, co mieli w domu najlepsze, robili zakupy najpotrzebniejszych produktów. Teraz raczej nie otrzymujemy już siatek z żywnością. Bazujemy na pomocy zorganizowanej przez zakłady pracy. W minionym tygodniu otrzymaliśmy wsparcie od nowosolskich firm Voit i Alumetal, a wcześniej od Gedii, Biedronki, Lewiatana i AB Foods. To produkty zebrane przez pracowników i zakupione ze zbiórek: chemia gospodarcza i środki czystości, pasty do zębów, bielizna – Erwin Hymer Group Nowa Sól sp. z udostępniła nowosolskiemu PCK magazyn przy ul. Przemysłowej (strefa gospodarcza). Obiekt jest duży, ma blisko hektar powierzchni. I bez problemu mogą tam dojechać tiry załadowane darami. Firma dodatkowo wspiera PCK finansowo i za dar serca zakupiono artykuły gospodarstwa domowego: garnki, patelnie, talerze, bieliznę dla dzieci, artykuły szkolne. Troszkę pieniędzy jeszcze zostało, dlatego PCK planuje nabyć żywność, bo ta zgromadzona w magazynie już się kończy. – Nie będziemy już przygotowywać paczek, zamiast tego obdarujemy potrzebujących artykułami pierwszej potrzeby: mlekiem dla dzieci, kaszą, ryżem – tłumaczy Grażyna Krzyśko. – Pamiętajmy, że z Ukrainy przybywają do nas głównie kobiety z dziećmi, często małymi. Oczywiście cały czas apelujemy o wszelką pomoc. Prosimy jednak o nieprzynoszenie koców i kołder, bo nam ich nie brakuje. W każdej ilości przyjmiemy odzież letnią. Ręce do pracy też są zawsze na wagę złota – dopowiada pani Grażyna.– Nasz magazyn stoi pusty, dlatego nie zastanawialiśmy się ani przez chwilę, czy bezpłatnie użyczyć go PCK – mówi Paulina Zator z firmy Erwin Hymer Group. – Sytuacja w Ukrainie jest dramatyczna i nie możemy być obojętni. Umowa z PCK obowiązuje do końca czerwca z możliwością jej Przy Wróblewskiego w pocie czoła uwija się 20 Ukrainek. Uciekły przed kulami po wybuchu wojny. Wszystkie opiekują się własnymi dziećmi i nie szczędzą sił, żeby pomóc rodakom. W magazynie przy ul. Przemysłowej, udziela się grupa ok. 20 osób – zarówno kobiet, jak i mężczyzn, współpracujących z PCK od kilkunastu lat. Wśród nich są też nowicjusze, którzy złapali bakcyla do czynienia dobra. Wolontariusze rozładowują i selekcjonują dary. Na szczęście firma Toyota pożyczyła nieodpłatnie dwa wózki paletowe, dzięki którym ta praca jest lżejsza. – Dziękuję wszystkim naszym nowosolskim zakładom – kończy Grażyna Krzyśko. – Jestem wdzięczna za pomoc zawodowym strażakom i Warsztatowi Terapii Zajęciowej, bo ich uczestnicy rozładowują dla nas podarowane produkty. Przybyły też do nas dary z zagranicy – Anglii, Belgii i Litwy, a zbiórkę współorganizował były piłkarz Włodzimierz Lubański. Wielkie podziękowania należą się też pracownikom urzędu miejskiego w Nowej Soli za pomoc w przewiezieniu paczek i wsparcie organizacyjne. Dobrą duszą jest też Tadeusz Rawski, który podarował nam lokal przy ul. Wróblewskiego – dopowiada szefowa nowosolskiego – człowiek orkiestra Ukrainka Maryna Bilous pochodzi z Donbasu na wschodzie Ukrainy. Dwa lata temu przyjechała do Nowej Soli z córkami, bo w rodzinnym kraju rozpętało się piekło. Teraz dołączyła do niej mama i teściowa. Z PCK współpracuje od roku, obecnie kieruje punktem pomocy przy Wróblewskiego. To ona rekrutuje panie do pomocy, jest skrzynką kontaktową i tłumaczką. – Jestem wzruszona solidarnością Polaków, a pani Grażyna Krzyśko jest wspaniałą szefową i ma wielkie serce – pani Marynie urywa się pomocy humanitarnej pracuje we wtorki i środy od do i w czwartki od do PCK w swoim biurze przy ul. Kasprowicza 12 w każdy wtorek organizował zajęcia artystyczne i naukę języka polskiego dla ukraińskich dzieci. Obecnie są zawieszone, ale w maju powrócą w troszkę innej Po wybuchu wojny w Ukrainie powiatowo-miejski magazyn darów przy ul. Bohaterów Getta był centrum pomocy humanitarnej. Dary ofiarowywali nowosolanie, zakłady pracy i uczniowie, zakupy finansowano też z miejskiego budżetu. Rafał KrzymińskiE-WYDANIE TYGODNIKA KRĄGAboutLatest Posts
Ewakuację 178 Polaków z ogarniętego wojną Donbasu okrzyknięto sukcesem. Tymczasem szefowa Polonii w Doniecku alarmuje: wielu z tych, którzy wyjechali do Polski, nie miało wiele wspólnego z
Krzywaczka. Fundacja Pomoc Polakom Donbasu remontuje budynek, który ma stać się domem dla pięciu polskich rodzin, które uciekły z Ukrainy przed trwającą tam wojną. Niestety musieli przerwać prace, bo skończyły się pieniądze. Bardzo liczą na pomoc ludzi dobrej woli. To co już zrobili imponuje. W budynku, który przez lata stał opustoszały, są już zamontowane piękne, nowe okna. Kupując je, dostali duży rabat, z czego niezmiernie się cieszą. Jest też nowa instalacja elektryczna, ścianki działowe, wylewki. Większość prac wykonali własnymi rękami, żeby jak najwięcej zaoszczędzić. Jest o tyle łatwiej, że mają w swoim gronie architekta i budowlańca. Remont starają się godzić z pracą zarobkową, bo przecież muszą z czegoś żyć. W Krzywaczce ma zamieszkać pięć rodzin. Wszystkie z dziećmi (jednym lub dwójką), niektórzy także z seniorami. Trzy rodziny już od dłuższego czasu mieszkają w Polsce. Jedna jest jeszcze w Doniecku, gdzie załatwia niezbędne formalności, aby przyjechać do Polski. Inna, z Ługańska, jest w drodze do Polski. W ich dom trafił pocisk artyleryjski. Jak mówi Wiktoria Charczenko, prezes Fundacji Pomoc Polakom Donbasu, w tej dramatycznej sytuacji nie mogli zostawić ich na pastwę losu, dlatego zaproponowali im mieszkanie w Krzywaczce. A fundacja powstała po to, aby pomagać polskim rodzinom ze wschodniej Ukrainy, które uciekają przed koszmarem wojny. Zostawiają tam często cały swój dobytek i w Polsce muszą zaczynać od w Krzywaczce stał się własnością fundacji pod koniec stycznia br., kiedy podpisany został akt notarialny. Dzięki temu, że samorząd gminy Sułkowice udzielił 99-procentowej bonifikaty, zapłacono za niego zaledwie 3050 zł, bo tyle wynosiła wartość jednej setnej nieruchomości. Koszt adaptacji i remontu oszacowano wstępnie na ok. 300-400 tys. zł. Do dziś wydali ok. 70 tys. Wszystko co mieli, a właściwie co zebrali, dzięki ludziom dobrej woli. Żeby coś zarobić, reaktywowali zespół sakralny założony jeszcze w końcu lat 90. przy parafii rzymsko-katolickiej w Ługańsku. Dziś koncertują w parafiach, głównie w Polsce i zbierają wolne zespole śpiewają Wiktoria i jej siostra. Obie mają wykształcenie muzyczne. Wiktoria w Doniecku pracowała w szkole muzycznej, grała też na organach w kościele katolickim. Zbiórki z tych koncertów plus to, co ludzie wpłacą na konto fundacji, to wszystko na co mogą liczyć. Jako tych, którzy przyjechali do Polski na własną rękę, a nie rządowym transportem ewakuacyjnym, rządowa pomoc nie obejmuje. Z powodu skompilowanej sytuacji prawnej są zdani tylko na siebie. – mówi trochę z żalem, ale i ze złością Wiktoria. Dodaje, że jako Polka (ma polskie obywatelstwo), czułaby się niehonorowo skarżąc się na swój kraj. Nie lubi, kiedy ktoś porównuje ich do polskich emigrantów wyjeżdżających kiedyś za chlebem np. do USA. – że nikt z nich nie myśli o siedzeniu w domu i utrzymywaniu się z zasiłków. Są wykształceni, zaradni i pracowici. Nie chcą do końca życia czuć się tu jak goście, wynajmując mieszkania, żyjąc na walizkach. Chcą osiąść, zapuścić korzenie. Dlatego są tak wdzięczni gminie Sułkowice i mieszkańcom Krzywaczki, że dali im szansę to marzenie uwagę, że klatka schodowa nie jest zbyt szeroka, Wiktoria macha ręką z uśmiechem i Kozek, mieszkaniec Krzywaczki, który wyszedł z pomysłem sprowadzenia tu Polaków z Donbasu i do dziś jest zaangażowany w pomoc im mówi, że tak jak na początku mieszkańcy z entuzjazmem podeszli do pomysłu przekazania byłego przedszkola właśnie na rzecz polskich rodzin z Donbasu, tak samo i dziś okazują im życzliwość. Zrobili już wiele...-wykonanie instalacji wodno-kanalizacyjnej,-wykonanie instalacji wentylacyjnej,-montaż armatury, montaż pieców i wykonanie instalacji CO,-wykonanie podłóg (panele, płytki ceramiczne),-malowanie mieszkań i klatki schodowej,-wyposażenie mieszkań (meble, sprzęt AGD),-zagospodarowanie terenu wokół). Potrzebna jest pomoc finansowa lub rzeczowa Fundacja Pomoc Polakom DonbasuNr konta: 45 1240 6074 1111 0010 6836 5388KRS: 0000621280WIDEO: Magnes. Kultura Gazura - odcinek 13 Nie może się z góry zgadzać na to, że będzie okupowana. Dlatego o sprawach, które są dla nas ważne musimy myśleć także w tych kategoriach. W kategorii pomocy Ukrainie – mówił
Opublikowano: 2015-01-14 17:35:02+01:00 · aktualizacja: 2015-01-14 17:47:26+01:00 Dział: Polityka Polityka opublikowano: 2015-01-14 17:35:02+01:00 aktualizacja: 2015-01-14 17:47:26+01:00 Fot. PAP/Adam Warżawa Minister spraw wewnętrznych Teresa Piotrowska zapewniła w środę, że sprawa każdej osoby polskiego pochodzenia, ewakuowanej z Donbasu, będzie rozpatrywana indywidualnie. Resort uruchomił już bank ofert z informacjami o wszelkich formach pomocy dla Polaków ze wschodniej Ukrainy. Piotrowska spotkała się w środę - w ośrodku Caritas w Rybakach (woj. warmińsko-mazurskie) - z częścią spośród 178 osób polskiego pochodzenia, ewakuowanych we wtorek z Donbasu. Zapewniała ich, że sprawa każdej osoby i każdej rodziny rozpatrywana będzie indywidualnie - jeśli chodzi o takie sprawy jak kontynuacja studiów w Polsce, nostryfikacja dyplomów, obowiązek szkolny ewakuowanych dzieci, kursy zawodowe w celu przygotowywania do podjęcia pracy. Kilka godzin po spotkaniu MSW poinformowało, że uruchomiło bank ofert, w którym gromadzone będą informacje o wszelkich formach pomocy dla osób polskiego pochodzenia ze wschodniej Ukrainy - nie tylko tych ewakuowanych z Donbasu, ale też tych, które przyjechały do Polski na własną rękę. Chodzi o kwestie związane z pracą i mieszkaniem. Zachęcamy do współpracy samorządy, instytucje, organizacje pozarządowe oraz osoby prywatne. Bank ofert prowadzi Departament Obywatelstwa i Repatriacji MSW, a osobą odpowiedzialną za kontakt jest Eugeniusz Ścibek, zastępca dyrektora Departamentu Obywatelstwa i Repatriacji MSW: tel. 22 60 139 35; adres mailowy repatriacja@ — poinformowała rzeczniczka resortu Małgorzata Woźniak. Z kolei pytany o wsparcie dla Polaków ewakuowanych z Ukrainy minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz mówił w środę dziennikarzom, że urzędy pracy będą na to przygotowane. Jest rezerwa ministra pracy w Funduszu Pracy, która jest przeznaczana też na działania specjalne. Mamy od kilu lat największy budżet w Funduszu pracy, bo to jest ponad 5,5 mld zł na rzecz aktywnych form zatrudnienia, to jest na pomoc, ale też dofinansowanie zatrudnienia — mówił. W tym Funduszu pracy jest rezerwa przeznaczona na działania specjalne, więc zespół w MSW jest gotowy w wielu obszarach odpowiedzialności - polityki społecznej i rynku pracy również - do pomocy tym, którzy tej jej potrzebują — dodał. Polacy ewakuowani z Donbasu i ich bliscy, rozmieszczeni zostali w dwóch ośrodkach w woj. warmińsko-mazurskim: w Łańsku i właśnie w Rybakach. Mają tam przejść adaptację, pozwalającą na znalezienie pracy i rozpoczęcie nowego życia w Polsce. Wyjechali z miejsca szczególnie niebezpiecznego. (…) Państwo na lotnisku mówili, że potrzebujecie najbardziej poczucia bezpieczeństwa, spokoju i ciszy, to w pierwszej kolejności musimy zagwarantować i zapewnić, i to miejsce w ośrodku Caritas takie warunki spełnia — mówiła minister Piotrowska podczas spotkania. Dodała, że w pierwszej kolejności będą załatwiane wszystkie sprawy formalno-prawne dotyczące pobytu ewakuowanych osób w Polsce. To się już toczy, są tu urzędnicy, będzie się to odbywało na miejscu, w porozumieniu i współpracy z wojewodą — dodała. Poinformowała też, że w pierwszym etapie adaptacyjnym będą też organizowane intensywnie kursy języka polskiego. Wielu z nich nie zna języka polskiego, a żeby móc podjąć pracę, osiedlić się, zintegrować w Polsce, lepsza znajomość języka polskiego jest konieczna i niezbędna. Będą się również odbywały kursy adaptacyjne, orientacyjne, o tym jak się w Polsce poruszać w systemie prawnym — dodała minister. Komendant wojewódzki policji w Olsztynie gen. Józef Gdański powiedział, że do ewakuowanych ludzi będą przyjeżdżali wydelegowani policjanci po to, by uświadamiać ich, jaki system prawny w Polsce obowiązuje, gdzie i w jakich sytuacjach mogą szukać pomocy. Policja na Ukrainie, a u nas - to dwie różne służby — powiedział Gdański. Minister Piotrowska zastrzegła równocześnie, że ośrodki, w których przebywają ewakuowani z Ukrainy Polacy, to miejsce przejściowe; „czas na załatwienie formalności, na adaptacje i przygotowanie się do rozpoczęcia nowego życia w Polsce”. Czas pobytu ewakuowanych z Ukrainy Polaków w ośrodkach w Warmińsko-Mazurskiem wstępnie określono na pół roku. Jeśli któraś z rodzin w tym czasie nie znajdzie pracy czy mieszkania, jej sytuacja będzie indywidualnie rozpatrywana. Minister podziękowała też tym, którzy włączają się w pomoc i podkreśliła, że liczy na to, iż wszyscy, którzy chcą i mogą jeszcze pomóc, będą się zgłaszać do ministerstwa. Chodzi o propozycje pracy, mieszkań. Jak się dowiedziała ze źródeł zbliżonych do administracji rządowej, oferty pracy już składane są lekarzom i pielęgniarkom - praktycznie wszyscy ewakuowani, którzy mają takie zawody, od ręki mogą liczyć na pracę w Polsce, kwestią do uregulowania jest jedynie nostryfikacja dyplomów. Minister Piotrowska poinformowała też, że te z ewakuowanych dzieci, których rodzice wyrażą na to zgodę, będą mogły wyjechać na ferie; mogą też wziąć udział w półkoloniach organizowanych przez szkołę w pobliskiej Stawigudzie, tak by zintegrowały się z innymi dziećmi jeszcze przed rozpoczęciem drugiego semestru w szkole. Jak będę miał pracę, to damy sobie radę. Jestem ginekologiem i specjalistą od USG, liczę na zatrudnienie — powiedział ewakuowany Stanisław Oniszczuk. Wszyscy ludzie są gotowi do pracy, do zarabiania na siebie. Gwarantuję, że ci, którzy podejmą pracę, będą o nią dbali, a pracodawcy będą z nich zadowoleni — powiedziała Walentyna Staruszko, która w Doniecku była prezesem Towarzystwa Kultury Polskiej Donbasu. 70-letnia Staruszko przyjechała do Polski z córką, ale - jak powiedziała - za tydzień lub dwa ma zamiar wrócić do Doniecka po syna, który teraz z powodów osobistych odmówił ewakuacji. Gdyby on był z nami, to by mi już niczego nie brakowało. No, może grobów bliskich tam pochowanych — dodała Staruszko, która wzięła ze sobą trochę ubrań, laptop i kilka rodzinnych zdjęć, z których niektóre mają po 100 lat. Córka pani Walentyny, z wykształcenia księgowa, umie trochę szyć i zabrała ze sobą z Ukrainy maszynę do szycia. Córka zapowiedziała, że jak nie znajdzie pracy w zawodzie, to będzie utrzymywać się z szycia — powiedziała Staruszko. Większość ewakuowanych ludzi wzięła ze sobą jedynie ubrania, ponieważ do własnych domów i sprzętów nie mieli dostępu od lata. Jana, która była w Ługańsku policjantką, powiedziała, że szukali jej separatyści, dlatego razem najpierw z 7-letnim synem, potem i mężem wyjechała z miasta do rodziny na wieś i od kilku miesięcy ukrywała się. Nawet zabawek dziecka nie mogłam zabrać, bo na mnie polowali. Tych z moich kolegów, których złapali separatyści, to oni bili i torturowali — powiedziała Jana, która z powodu strachu o bliskich, zwłaszcza rodziców, którzy zostali na Ukrainie, nie chciała pokazywać twarzy ani podawać nazwiska. W ocenie Walentyny Staruszko, z Donbasu przyjechała „ledwie garstka” Polaków. Wielu ludzi zostało, bo mają tam np. niepełnosprawne dzieci, inni nie chcą zaczynać życia od nowa — powiedziała, dodając, że w jej ocenie Polska powinna teraz pomagać tym ludziom, bo wielu z nich nie ma nawet jedzenia. We środę ewakuowani z Ukrainy Polacy spędzili czas na spacerach i załatwianiu pierwszych spraw związanych z legalizacją pobytu. Na drzwiach każdego z budynków w Rybakach wisiały kartki z napisem: „Witajemo w Polszczi” (napisane po ukraińsku); do budynku hotelowego, gdzie zamieszkali ewakuowani, nie wpuszczano dziennikarzy. Wiele osób z Doniecka podkreślało, że martwi się o bliskich, bo dotarła do nich informacja, że wczoraj „całe miasto stało w ogniu”. Niektórzy nie mogli się skontaktować z rodziną. W czwartek jeden z ewakuowanych - 9-latek - będzie w Rybakach obchodził urodziny. Ma dostać tort i drobne prezenty. W środę każde z dzieci otrzymało upominki od minister Piotrowskiej - maskotki misiów - strażaków. Wszyscy ewakuowani, z którymi rozmawiała, podkreślali, że są „bardzo wdzięczni za pomoc”, zapewniali, że warunki w ośrodku w Rybakach są dobre, a serwowane im posiłki smaczne. Powodem ewakuacji 178 osób polskiego pochodzenia z wschodu Ukrainy jest trwający tam konflikt z prorosyjskimi separatystami. Ewakuowani to osoby polskiego pochodzenia - posiadające Kartę Polaka (ew. spełniający kryteria jej otrzymania) lub mogące w inny, udokumentowany sposób potwierdzić swoje polskie pochodzenie - oraz ich najbliżsi członkowie rodziny. Większość ewakuowanych to rodziny z dziećmi, nawet kilkumiesięcznymi, jest też grupa starszych osób. Połowa dorosłych osób ma wyższe wykształcenie: oprócz lekarzy i pielęgniarek do Polski przyjechali nauczyciele, księgowi, ekonomiści. Na ewakuację z ogarniętego konfliktem zbrojnym Donbasu zdecydowali się ludzie najodważniejsi, najbardziej mobilni i tacy, którzy mogą na nowo zapuścić korzenie - uważa Walentyna Staruszko, która szefowała Towarzystwu Kultury Polskiej Donbasu. Ewakuowani z Ukrainy Polacy zabrali ze sobą przede wszystkim ubrania, laptopy i telefony oraz te dokumenty, które mieli pod ręką, które udało im się na szybko znaleźć: dyplomy z uczelni czy zaświadczenia o kursach. Niektórzy, jak Staruszko, wzięli rodzinne zdjęcia, jej córka maszynę do szycia. Syn mnie prosił o zabawki, ale nie udało mi się ich wydostać z naszego mieszkania — powiedziała Jana, która do lata była w Ługańsku majorem milicji, a od wtorku przebywa w ośrodku Caritas w Rybakach. Drobna, niewysoka, z modnie przystrzyżoną fryzurą przyznała, że po zabawki bała się pójść, bo figurowała na liście separatystów jako ta, którą trzeba „co najmniej przesłuchać”. A ja wiem, jak oni przesłuchiwali innych milicjantów. Bili i więzili kilka dni, kobiety gwałcili — powiedziała Jana, która od lata z synem mieszkała u rodziny na wsi pod Ługańskiem. Do jej mieszkania w Ługańsku od lata zaglądają znajomi i krewni i Jana wie tyle, że jeszcze nikt obcy go nie zajął. Jak mówi, to duże szczęście, bo do podobnie opuszczonych mieszkań wprowadzają się obcy ludzie. I robią sobie zdjęcia, na nawet dają je do internetu, jak leżą na sofach moich znajomych, jak chodzą w ich kapciach, jak parzą kawę w ich ekspresach — wspominając to Janie nieco drżał głos. Jana z mężem decyzję o ewakuacji podjęli w tydzień. Przyjechali sami, bo ich syn z Caritasem pojechał na ferie do Austrii. Ma wrócić za tydzień - już do Rybaków. Gdy zadzwonili z mężem i powiedzieli mu, że z ferii nie wróci na Ukrainę, a do Polski, chłopak prosił tylko o te nieszczęsne zabawki. Noooo, nooo będzie musiał zrozumieć, że się nie dało ich zabrać — powiedziała Jana i zaraz dodała: Ale za to tu będzie mógł się spokojnie bawić na podwórku. Dzieci, które przyjechały z Donbasu do Polski będą musiały się na nowo nauczyć bawić. Księgowa Olga powiedziała, że dzieci z jej sąsiedztwa i rodziny od lata bawią się tylko w ostrzały, ataki, dziewczynki ewakuują lale i misie, ich rysunki to czołgi, haubice, wyrzutnie rakiet. Jak składaliśmy sobie noworoczny toast, to trzyletnia siostrzenica powiedziała: „Chcę, żeby już zakończyła się wojna, żeby nie strzelali. Dobrzy ludzie nie strzelają” Popłakaliśmy się wszyscy. I przez to, co mówiła i przez to, że nie marzy o lalkach i lodach, ale o końcu wojny. Teraz pani rozumie, dlaczego wcale się nie zastanawialiśmy, dlaczego się stamtąd ewakuować? — powiedziała Olga, która mówi trochę po polsku, trochę po angielsku, po ukraińsku i rosyjsku. Ewakuowane dzieci i ich rodzice pierwsze, na co zwrócili uwagę w Polsce to cisza. Nasze dzieci wiedzą, jak strzela haubica, jaki huk to wybuch bomby, jaki odgłos ma jadący czołg — dodała Olga, która przyznała, że warmiński spokój i cisza to coś, czego wszystkim trzeba. Pytana, czy nie lepiej by było, gdyby umieszczono ich w mieście, gdzieś wśród ludzi, a nie w środku lasu, odparła, że nie wie, czy by umiała się w mieście odnaleźć. Chodzić, bez rozglądania się na boki, czy ktoś mnie nie śledzi. Nie, ta przyroda przyniesie nam spokój ducha — opowiedziała bez namysłu Jana. Większość ewakuowanych z Donbasu marzy o tym, by jak najszybciej znaleźć pracę, by stać się niezależnymi. Wtedy może uda im się ściągnąć rodzinę (rodziców czy rodzeństwo), m uda im się znowu kupić mieszkanie czy samochód, znowu pojechać na wakacje. Na razie jednak zdecydowana większość ewakuowanych będzie musiała nauczyć się polskiego. Garstka jest takich, którzy mówią po polsku na tyle dobrze, że bez problemu mogą funkcjonować w Polsce. Większość mówi po rosyjsku i ukraińsku. Wiele osób twierdzi, że polski rozumie, ale wstydzi się mówić. Teraz muszą ten wstyd przełamać. Im szybciej, tym lepiej. Ci, którzy przyjechali to silne osoby. Chętne do pracy. Ktoś, kto ich zatrudni będzie zadowolony — zapewniła Staruszko, która sama nie zamierza na dłużej być w Polsce. 70-letnia siwa pani zamierza za tydzień czy dwa wrócić po syna. Dorosły jest, pracuje jako informatyk, ale nie zdecydował się na ewakuację. A jak ja, matka, mogę żyć tu w pokoju, gdy mój syn jest w tym piekle? Muszę go stamtąd wydostać — powiedziała Staruszko, która już rozpytuje dziennikarzy, czy nie wiedzą, czy ktoś się nie wybiera do Doniecka. Chciałaby się zabrać. Jana i Olga do Ługańska na razie się nie wybierają. Czego będzie im brakować? Rodziny i rodzinnych stron. Tam jest nasz dom. Był nasz dom. Tu musimy dom zbudować na nowo — powiedziały zgodnie. AM/PAP Publikacja dostępna na stronie:
Grupa ekspertów Fundacji "Pomoc Polakom na Wschodzie" przeprowadziła serię spotkań w Uzbekistanie i Kirgistanie, gdzie zapoznała członków i sympatyków organizacji polskich z Gmina Świecie chce pomóc Polakom ze wschodu Ukrainy. W związku z tym samorząd apeluje i szuka pomocy u pracodawców, którzy mogliby zatrudnić uciekinierów z Donbasu. Na podstawie ofert od firm zostanie utworzona specjalna lista zawodów, w których pracę mogliby podjąć Polacy z Ukrainy. Dodajmy, że MSW uruchomiło bank ofert, w którym gromadzone są informacje o wszelkich formach pomocy dla osób polskiego pochodzenia ze wschodniej Ukrainy. Informacje dotyczą kwestii związanych między innymi z pracą i mieszkaniem. 08.10.2020 10:47 Sebastian Indra. Informujemy, że Fundacja Pomoc Polakom na Wschodzie ogłosiła drugi i ostateczny termin składania wniosków o dofinansowanie projektów działań zaplanowanych na 2021 rok w obszarach: Edukacja, Kultura, Publikacje, Dziedzictwo kulturowe i historyczne, Aktywizacja środowisk, Pomoc charytatywna i socjalna Gmina Sułkowice. Być może już niedługo w Krzywaczce zamieszka kilka rodzin polskiego pochodzenia, które uciekły z Donbasu. Władze gminy rozważają przekazanie im pięciu rodzin, w tym czterech z dziećmi, znaczyłoby to bardzo wiele. Od roku wynajmują mieszkania, nie mogąc liczyć na nikogo innego niż tylko na siebie albo na pomoc organizacji pozarządowych bądź kościelnych. Rządowa pomoc ich nie obejmuje. Są to osoby, które przyjechały do Polski na własną rękę, a nie z rządowym transportem, który ewakuował polskie rodziny z Donbasu. Uciekali przed tym samym, przed bombardowaniami. Jeszcze w lutym tego roku na zebraniu wiejskim mieszkańcy Krzywaczki zagłosowali za użyczeniem im budynku, w którym mieściło się przedszkole. Wynik został przyjęty owacją na stojąco, ze łzami w oczach, nie tylko u obecnych na zebraniu gości z Donbasu, ale i u samych głosujących. Ani rodzinom z Doniecka, ani Fundacji Wolność i Demokracja nie udało się jednak, jak planowali, znaleźć sponsorów, którzy pomogliby wyremontować budynek. Wyszli z propozycją do gminy, aby ta zwróciła się do ubezpieczyciela o środki z funduszu prewencyjnego. To rozwiązanie było dla gminy zaskakujące i o tyle niewygodne, że nie stać jej na sfinansowanie tej inwestycji, nawet gdyby otrzymała częściową pomoc z funduszu. Ostatnio w Sułkowicach znów zagościli Wiktoria Charczenko, koordynatorka projektu „Ratujmy Polaków z Donbasu” Fundacji Wolność i Demokracja oraz Jakub Wołąsiewicz, były konsul generalny Polski w Doniecku. Jeszcze raz zaapelowali do przedstawicieli gminy o przyjęcie tu rodzin z Ukrainy, podkreślając, że ich członkowie mają polskie korzenie, znają język polski, są katolikami, nie boją się pracy i nie oczekują pomocy socjalnej. Jeden z radnych w ich obecności stwierdził, że choć współczuje rodzinom z Doniecka, to jego zdaniem gmina w pierwszej kolejności powinna się zatroszczyć o zapewnienie swoim mieszkańcom mieszkań socjalnych i temu właśnie celowi mógłby służyć ten budynek. Kolejnym pomysłem, jaki rozważano była... sprzedaż obiektu. Po ich wizycie pojawił się nowy pomysł - przekazania budynku za symboliczną złotówkę fundacji reprezentującej Polaków z Donbasu. Jak jednak zaznacza burmistrz Sułkowic Piotr Pułka, wymaga on jeszcze konsultacji z radcą prawnym oraz przedstawienia go radzie miejskiej. To ona taki sposób gmina chce uniknąć partycypowania w kosztach remontu, a jednocześnie pomóc. - Byłby to nasz materialny wkład w pomoc tym rodzinom - mówi burmistrz. Pomysł ten z entuzjazmem przyjmuje Wiktoria Charczenko, choć uważa, że najlepiej byłyby przekazać budynek wprost rodzinom, a nie komukolwiek innemu. - Te rodziny od ubiegłego roku tu są, wynajmują mieszkania i pracują. Choć borykają się z problemami, coś ich tu trzyma. Wrócić? Nie ma do czego. Uciekać dalej na Zachód? Nie ma chęci. Przyjechali do siebie, do Polski i tu chcą zostać - mówi. - Trzeba tym ludziom pomóc, zwłaszcza w takiej sytuacji. Jeśli Polak Polakowi nie pomoże, to kto to zrobi? - mówi Janusz Starzec, sołtys Krzywaczki, a zarazem wiceprzewodniczący rady miejskiej w Sułkowicach. [email protected] wfOuGu.
  • l72px4jidr.pages.dev/143
  • l72px4jidr.pages.dev/285
  • l72px4jidr.pages.dev/165
  • l72px4jidr.pages.dev/235
  • l72px4jidr.pages.dev/177
  • l72px4jidr.pages.dev/116
  • l72px4jidr.pages.dev/337
  • l72px4jidr.pages.dev/299
  • l72px4jidr.pages.dev/150
  • pomoc polakom z donbasu